Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Artur Troncik: Mucha też może być przedmiotem badań

Paweł Szałankiewicz
archiwum prywatne/ Piotr Szyngiera
Z Arturem "Saperem" Troncikiem, nominowanym przez National Geographic do prestiżowej nagrody w kategorii Odkrycie Roku w plebiscycie Travelery rozmawia P. Szałankiewicz

Nominacja do nagrody National Geographic to spore wyróżnienie?
Jestem bardzo mile zaskoczony tym faktem. O nominacji, dowiedziałem się przypadkowo. To niesamowity ukłon środowiska archeologów w naszą stronę. Postawili nas na równi ze sobą. To wielki krok w przód dla środowiska poszukiwaczy. Pasjonaci byli, są i będą tego nie da się zmienić.

To dość ironiczna sytuacja, bo jeszcze pół roku temu mógł pan zostać postawiony przed sądem za to, że przekazał 250 rzeczy do muzeum w Bytomiu...
Ale nie zostałem, policja nie widziała w moim postępowaniu żadnego zabronionego czynu. Po przekazaniu do muzeum tych zbiorów dyrektor wysłał pismo o podejrzeniu popełnienia przestępstwa do komendy głównej która zajmuje się zwalczaniem przestępstw przeciw zabytkom. A wystarczyło skonsultować się z prawnikiem i nie było by tej całej afery i podatnicy nie musieli by płacić za tego typu sprawy, to właśnie kwestia interpretowania prawa przez urzędników.
A same Te rzeczy, które tam trafiły, to lata mojej ciężkiej pracy. W większości kupiłem je na giełdach staroci, które, i to jest właśnie ironia, odbywały się przecież pod muzeum w Bytomiu! Na tych giełdach zawsze była policja a nawet urzędnicy z urzędu konserwatorskiego bywali. Kupowałem te rzeczy za własne pieniądze, dowiadywałem się skąd pochodzą i robiłem dokumentację. I wraz z nią oddałem je archeologom muzeum. Mnie te przedmioty tak naprawdę nie interesowały. Najcenniejsza była ta dokumentacja.

Jak Pan trafił na wykopaliska w Czermnie?
Pan profesor Andrzej Kokowski, znany archeolog w Polsce i na świecie zadzwonił do mnie i poprosił mnie o zorganizowanie ekipy zaufanych ludzi, której chcę z tego miejsca podziękować, bo to jest nasz wspólny sukces. Razem z archeologami znaleźliśmy tam ok 3000 rzeczy i odkryliśmy te dwa skarby, które są naszą wisienką na torcie. Kokowski, co zresztą powiedział na konferencji prezentującej nasze odkrycie, miał na początku co do współpracy ze mną pewne obawy, ale po wszystkim stwierdził, że to było jak wygranie losu na loterii.

Jego opinia nie dziwi, bo te skarby są wręcz bajkowe!
I cenne. Biżuterię ubezpieczono na ponad 2 mln euro.

To najcenniejsze pańskie znalezisko?
To jak znalezienie Świętego Graala. Skarbów zresztą już trochę trafiłem, ale archeolodzy, którzy na ich podstawie pisali prace badawcze, głośno wolą o tym nie mówić. Boją się opinii swojego środowiska.

Dlatego, że uznawani jesteście za szabrowników i złodziei?
A Czy w środowisku archeologicznym jest tak pięknie? cały czas słyszy się o jakiś wielkich aferach, źle przeprowadzonych badaniach czy przekrętach finansowych. W każdym środowisku jest pewien margines. Nie czas na obrzucanie się błotem. To ostatni dzwonek na wypracowanie jakiś wspólnych zasad współpracy oraz pilnego przemyślenia co zrobić z tymi chorymi przepisami. Konieczność ich zmiany nie wynika zresztą z nieporozumień między poszukiwaczami a archeologami. Praktycznie każdy może mieć do czynienia z jakimiś starociami i jeśli nie będzie wiedział jasno, o których i kogo ma powiadomić, to nie będzie powiadamiał w ogóle. Jest też nisza poszukiwaczy, którzy z archeologami nie chcą w ogóle współpracować. To pasjonaci, dla których najcenniejszymi znaleziskami są pozostałości z czasów wojennych. Niemniej jeśli znajdują inne cenne rzeczy to często chcą je oddać do muzeum, ale nie chcą ryzykować i mieć niepotrzebne kłopoty. Wedle tych chorych przepisów udowadnia im się, że znalezione przez nich łuski są zabytkami archeologicznymi, których zachowanie leży w wspólnym interesie społecznym. To jakaś paranoja! Robi się z tych ludzi złodziei. Trzeba też pamiętać, że to zachowanie w interesie społecznym oznacza, że te przedmioty trzeba konserwować, inwentaryzować, zatrudniać ludzi do ich pilnowania, budować muzea i magazyny. Czy naprawdę stać nas na to, aby budować magazyny dla wszystkich znalezionych w Polsce łusek, hełmów i bagnetów? I czy Skarbowi Państwa potrzebny jest koniecznie milion siekierek kamiennych z epoki neolitu i setki milionów łużyckich skorupek oraz węgli z dawnych ognisk? Bo teraz muzea ledwo dyszą pod tonami pospolitych śmieci dostarczanych im przez archeologów, którzy rzadko kiedy mają pojęcie, co jest zabytkiem, a co nie, więc na wszelki wypadek gromadzą wszystko, co wykopią. Rozumiem chęć badania naukowego różnych przedmiotów, ale to że coś może być przedmiotem badań, nie oznacza jeszcze, ze posiada wartość naukową i że zachowanie tego leży w interesie społecznym. Dla entomologa każda mucha może być przedmiotem badań, ale nie oznacza to, że wszystkie muchy powinniśmy chronić i zachowywać w interesie społecznym.

Niemniej dzięki waszym wykrywaczom można znaleźć wiele cennych rzeczy.
Tak to prawda, choć jest wielu archeologów, którzy nie rozumieją tego, co naprawdę robimy. Czasem bywa tak, że proszą nas o pomoc i z paru artefaktów których znajdują podczas swoich badań znajdują ich dzięki współpracy z nami setki. Ale nagle pojawia się problem, bo skąd wziąć pieniądze na konserwację tych zabytków, skoro jej koszty przewyższają koszty badań! Następnym razem już rezygnują z naszej pomocy, lepiej by tego problemu nie było a zabytki polecą na hałdy. Środowisko archeologów ma też podzielone zdanie odnośnie naszej pracy: jedni uważają, że trzeba zacząć współpracować z poszukiwaczami że prawo w stosunku do nich jest chore, a druga część uważa nas za największe zło.

Archeolodzy często korzystają z pańskich usług?
Praktycznie non stop siedzę gdzieś na wykopaliskach. Ostatnio wróciłem z Macedonii gdzie znalazłem dużo ciekawych monet.

Od dzieciństwa Pan tak szuka i kopie w ziemi?
Tak (śmiech). Zakopywałem wtedy jakieś zabawki, potem ich szukałem. Ale też duży wkład mieli w to rodzice, którzy zawsze, gdziekolwiek nie byliśmy, zabierali mnie do muzeów czy pokazywali jakieś stare cmentarze. Zaszczepili to we mnie.

A w Siemianowicach będzie Pan też szukać skarbów?
Przymierzam się do tego. Wierzę, że coś znajdę w Michałkowicach, które są najstarszą dzielnicą naszego miasta, a przynajmniej wzmianki o nich wskazują już na XIII wiek. Na pewno jest tam wiele ciekawych starych rzeczy na polach, które teraz są zawalane jakimiś nawozami i bezpowrotnie przepadają. To ostatni dzwonek żeby to odzyskać.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na siemianowiceslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto