Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Problemy w Hucie Szkła w Zawierciu

Patryk Drabek
Pracownicy Huty Szkła w Zawierciu wciąż muszą zmagać się z różnymi problemami.
Pracownicy Huty Szkła w Zawierciu wciąż muszą zmagać się z różnymi problemami. P. Drabek
Problemy w Hucie Szkła w Zawierciu: Przyszłość jednego z największych zakładów pracy w powiecie zawierciańskim zawisła na włosku. Czy udało się ugasić pożar? Załoga zamierza jeszcze walczyć.

Problemy w Hucie Szkła w Zawierciu

Pracownicy otrzymują wynagrodzenie w ratach. Czasem do ich kieszeni nie trafiają jednak pieniądze, a jedynie równowartość pensji wyrażona w... kryształach. Jeden z największych zakładów pracy w powiecie zawierciańskim, w którym pracuje obecnie 230 osób, przeżywa trudne chwile. Prawdopodobnie najtrudniejsze w historii. Znawcy tematu przekonują, że zawierciańska Huta Szkła otarła się o likwidację, a przysłowiowym gwoździem do trumny mogła być dla niej ostatnia kradzież platynowego zasilacza.

Władze zawierciańskiej Huty Szkła wyceniały wartość kilkukilogramowego elementu na około 750 tysięcy złotych. Nie było zasilacza, nie mogło być mowy o produkcji kieliszków. Zabrakło kieliszków i władze huty mogły zapomnieć o środkach płynących od potencjalnych kupców.

Brak tych pieniędzy wpłynął na zasobność portfela każdego z członków załogi. Koło się zamknęło. Na dodatek, ze względu na remont wanny, która jest sercem zakładu, postój trwał przez rok.

Problemy w Hucie Szkła w Zawierciu: Musimy to jakoś ogarnąć. Czasem brakuje na chleb
Ten remont miał być ratunkiem dla zakładu i umożliwił zmniejszenie kosztów zużycia gazu, nawet o 30 procent. Prezes Marek Pasek zapowiadał, że zakład idzie w kierunku automatyzacji procesu produkcyjnego i szukania nowych rynków zbytu. Zmiana huty w nowoczesny zakład miała rozwiązać problemy z zaległościami płacowymi.

Tymczasem pracownicy wciąż żyją w niepewności i odczuwają pustki w portfelach.

- Są u nas osoby, które pracują jako małżeństwa i nie postawię się w ich sytuacji. Mam męża, który tutaj nie pracuje i dzięki temu udaje nam się to jakoś ogarniać. Trzeba przecież w końcu iść do sklepu i zrobić podstawowe zakupy. Czasem trzeba pójść do lekarza. Na to wszystko po prostu niekiedy nam brakuje pieniędzy. Dobrze, że w Zawierciu są mniejsze sklepy, gdzie możemy się posiłkować tak zwanym zeszytem. W takiej sytuacji mamy możliwość przeżycia i dania chleba naszym dzieciom. Musimy to przecież jakoś ogarniać - podkreśla Edyta Grabowska, specjalistka do spraw sprzedaży krajowej.

Rozglądając się po zakładzie, widać wiarę i nadzieję w to, że jednak przyjdą lepsze dni. Jedni czekają już na emeryturę, drudzy z emerytury właśnie wrócili, by ratować zakład. Są też osoby, które wierzą w lepsze czasy. Inne szczerze przyznają, że w ich wieku nie mają szans na nową pracę. Szczególnie w Zawierciu.

Szczególnie w znanym z wysokiego bezrobocia powiecie zawierciańskim.

W samym sercu huty, w wydziale formowania automatycznego, od sierpnia 1980 roku pracuje Zbigniew Jagoda. Do zakładu trafił tuż po maturze.

- Załoga ma duże zaległości płacowe i każdy ma problem z pieniędzmi. Pensje wypłacane są w ratach, nie w całości. Niektórzy biorą wypłaty w szkle, a inni tego nie chcą. Po pierwsze trzeba szukać osób, którym można sprzedać to szkło, a po drugie wiele osób czeka na to aż otrzyma te zaległości w gotówce. W tym zakładzie trzyma mnie sentyment, ponieważ to moja pierwsza praca. Z drugiej strony, niech pan teraz szuka pracy po 50. roku życia - mówi Zbigniew Jagoda.

Problemy w Hucie Szkła w Zawierciu: Wróciła zawierciańska ekipa. Mniej dyrektorów
Jest ciężko - to zdanie, które można teraz najczęściej usłyszeć od przedstawicieli zarządu huty. Było jeszcze trudniej, ale udało się kupić platynowy zasilacz. Wiąże się z tym niebagatelny wydatek oscylujący wokół 930 tysięcy złotych. Tyle kosztuje nowy element. Nie obyło się bez pomocy Międzypowiatowego Banku Spółdzielczego w Myszkowie. Huta zaciągnęła kredyt. Dwa miesiące temu do zakładu wróciła „zawierciańska ekipa”, a więc osoby, które od lat znają się na tym fachu i są związani ze stolicą powiatu zawierciańskiego.

- Ruszyła sprzedaż kieliszków i zakład żyje. Powoli zaczynają przychodzić pieniądze ze sprzedaży. Udało się sprowadzić do nas z powrotem ludzi, którzy odeszli na emeryturę albo zwolnili się z różnych przyczyn. Ci ludzie są w tej chwili podporą zakładu i całej produkcji. Na pewno huta się nie poddaje - zaznacza Jarosław Chłosta, wiceprezes zawierciańskiej Huty Szkła.

Zmiany objęły też stanowiska dyrektorskie. Do tej pory w zakładzie istniały funkcje: dyrektora ds. finansowych, dyrektora ds. utrzymania ruchu, dyrektora handlowego i dyrektora generalnego. Teraz pozostały osoby odpowiedzialne za finanse oraz produkcje. Te cięcia również mają powodować oszczędności.

- Wypłaty dostajemy w ratach, ale mamy nadzieję, że będzie lepiej. Czasem przelewane są większe kwoty, czasem mniejsze. Staramy się jakoś sobie radzić - mówi Jadwiga Szymocha, która w Hucie Szkła jest liderką magazynu półfabrykatów. W jej przypadku również zbawienna okazuje się praca męża. Bez niej trudno byłoby wiązać koniec z końcem.

Pozostaje nerwowe sprawdzanie konta i ta niepewność, która towarzyszy pracownikom. Czy może teraz wpłyną jakieś pieniądze, tak potrzebne w codziennym życiu?

- Każdy z nas ma rodzinę, każdy ma dzieci - powtarzają pracownicy zawierciańskiej huty.

Za coś trzeba jednak kupić wszystkie produkty. Potrzebne jest jedzenie, ubrania.

- Trudno jest żyć w ten sposób, ale mnie mobilizuje plan zakładu. Wierzę w to, że to są przejściowe problemy i huta będzie istnieć. Liczę na to, że niewypłacalność pracodawcy to kwestia tylko tego roku, a już od przyszłego zobaczymy dla siebie świetlaną przyszłość. Co mnie trzyma w hucie? Wiara - nie kryje Edyta Grabowska.

Problemy w Hucie szkła w Zawierciu: Kto ukradł zasilacz?
W czerwcu tego roku okazało się, że Z terenu zawierciańskiej huty zniknął platynowy zasilacz, który jest niezbędny do tego, by produkować kieliszki. Ten element był schowany w sejfie ze względu na prace związane z remontem wanny w hucie. Dostęp do niego miało tylko pięć osób. Złodzieja wciąż jednak nie złapano, tymczasem wartość nowego elementu to kwota blisko miliona złotych. Równolegle trwa śledztwo prowadzone przez zawierciańską policję oraz wynajętą firmę detektywistyczną. Pojawiły się pewne podejrzenia. Okazało się bowiem, że detektywi chcieli przebadać na wariografie wszystkie osoby z zawierciańskiego zakładu, które miały styczność z zasilaczem. Nie zgodziła się tylko jedna z nich, tłumacząc to chorobą, która mogłaby wpłynąć na wynik testu. Chodzi o osobę wysoko postawioną w hierarchii zakładu, która obecnie przebywa poza granicami kraju.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zawiercie.naszemiasto.pl Nasze Miasto