Wybory samorządowe w sieci - felieton Damiana Bednarza

Jedne filmowy zmontowane są profesjonalnie, inne mniej . Nie chodzi tu jednak o profesjonalizm. Gdzie się podziały spotkania z mieszkańcami? Przecież właśnie w ten sposób konkretny kandydat może poznać problemy danego okręgu. Tego nie dowie się z Facebooka, ani żadnego innego social media. Prowadząc kampanię w ten sposób, dany kandydat zamyka się na grono wyborców. Wyborców, którzy przecież powinni być dla niego najważniejsi. Szczególnie teraz. To właśnie oni decydują o być albo nie być. Nastały nowe czasy, które skutecznie niszczą relacje międzyludzkie. I jak widać nie zmienią tego nawet wybory. Czyżby kandydaci bali się ludzi? Może wstydzą się swojego oblicza, nie potrafią rozmawiać z drugim człowiekiem.... A może w konfrontacji twarzą w twarz, nie mają nic do powiedzenia? Nie mnie to oceniać. Jeśli jednak faktycznie tak jest, to czego szukają oni w samorządach? Do mojego mieszkania nie zawitał jeszcze ani jeden kandydat na radnego i burmistrza.

A we wcześniejszych latach było to normą... Może skoro aktywność wszystkich kandydatów na Facebooku jest tak duża, to zrobimy wybory właśnie na tym portalu? Przecież można głosować tam za pośrednictwem ankiet... Jest jeszcze druga opcja. Skoro kandydaci nie chcą z nami rozmawiać, 21 października nie „rozmawiajmy” z nimi...