Kilka dni temu, w centrum Siemianowic Śląskich, przy ul. Świerczewskiego, kilku kolegów postanowiło poskakać z dachów garażu na piasek. Nie wiadomo, ilu chłopców uczestniczyło w tej zabawie. Wiadomo za to, że jeden z nich zaczepił przechodnia - chciał, żeby wezwał pogotowie ratunkowe, bo jego kolega się nie rusza. Jak do tego doszło?
- Dziesięciolatek, skacząc z dachu, postanowił zrobić fikołka. Upadając, doznał bardzo poważnych urazów - mówi komisarz Stanisław Sobczak, naczelnik sekcji kryminalnej siemianowickiej policji.
Z obrażeniami czaszki i kręgosłupa chłopiec został przewieziony do chorzowskiego Centrum Pediatrii i Onkologii, ale po dokładnych badaniach trafił do Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach.
Jan Jeleń, pełniący obowiązki dyrektora siemianowickiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, mówi nam, że tego rodzaju niebezpieczne zabawy stają się coraz bardziej popularne.
- Sam niedawno przeganiałem dzieciaki z dachu garażu - twierdzi. - Skaczą z nich, bo naoglądali się w telewizji i internecie filmów związanych z parkourem, ale nie zdają sobie sprawy, że do tego potrzebne jest odpowiednie przygotowanie.
Potwierdza to Teresa Duraj, szefowa świetlicy środowiskowej, do której chodził chłopak. Jak twierdzi, w świetlicy dzieci mają dobrą opiekę, ale...
- Trudno jest upilnować chłopca przez 24 godziny - zaznacza Teresa Duraj. - Zwłaszcza, że z kolegami miewali różne pomysły, jeździli na deskorolkach, interesował ich breakdance, oglądali filmy w internecie dotyczące parkouru, sami też wykonywali różne akrobacje. To bardzo żywiołowy chłopiec. Po prostu żywe srebro.
Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?