Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Adrian omal nie zginął, gdy wybuchła beczka

Maciej Wąsowicz
Rys. Marek Nycz
Rys. Marek Nycz
Adrian wstaje już z łóżka, chodzi na spacery po oddziałowych korytarzach, rysuje, je posiłki i rozmawia. Jeszcze przed tygodniem było znacznie gorzej. - W tej chwili jego stan jest stabilny - mówi Anna Kidawa, ...

Adrian wstaje już z łóżka, chodzi na spacery po oddziałowych korytarzach, rysuje, je posiłki i rozmawia. Jeszcze przed tygodniem było znacznie gorzej.

- W tej chwili jego stan jest stabilny - mówi Anna Kidawa, rzecznik prasowy Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach-Ligocie, do którego po wypadku trafił mały Adrian. - Podczas wypadku chłopak doznał poparzeń głowy i twarzy.

O wszystkim przesądził zwykły przypadek. Dziecięca, beztroska zabawa, chwila nieuwagi i tragedia gotowa.

Był 3 maja. Adrian podobnie jak reszta jego rówieśników nie poszedł do szkoły. Piękna pogoda sprzyjała zabawie. Dziewięciolatek razem z dwoma kolegami: 11-letnim Pawłem i 5-letnim Łukaszem, bawił się na ulicy Szeflera. Chłopcy gonili się, grali. W pewnym momencie, nie wiadomo dlaczego, Adrian podbiegł do wystawionej na ulicę metalowej beczki i kopnął ją z całych sił.

- Przesłuchaliśmy świadka, który potwierdził, że dziewięciolatek kopał w beczkę - mówi Izabela Rom, rzecznik prasowy Komendanta Miejskiego Policji w Siemianowicach Śląskich.

Raz, dwa, trzy, cztery - z czwartym kopnięciem pojemnik nie wytrzymał i eksplodował prosto w twarz dziecka.

Na szczęście kompani zabawy byli na tyle daleko, że płomienie nie zdołały ich dosięgnąć. Obydwaj uszli z wypadku bez żadnego uszczerbku na zdrowiu.

Pogotowie zjawiło się na miejscu w zaledwie kilka minut po wypadku. Ratownicy w momencie zapakowali malucha do karetki i popędzili z rannym dzieckiem do Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach Ligocie.

Stan Adriana, po dziewięciu dniach od wypadku, można określić jako dobry. Chłopcu wraca chęć do życia, kontaktu z otoczenie. Lekarze zapewniają, że je, a jego życiu nic nie zagraża. Dziewięciolatek doznał jednak bardzo poważnych obrażeń głowy i twarzy. Te rany długo się nie zagoją. Nie wiadomo jeszcze jaką drogą pójdzie leczenie Adriana. Nie ma mowy jeszcze o przeszczepie skóry.

- Na to jest jeszcze zdecydowanie zbyt wcześnie - przyznaje Anna Kidawa.

Na razie nie wiadomo też kto odpowie za poparzenia chłopca. Fakt pozostaje, że maluch sam zawinił kopiąc w beczkę, na której znajdowały się wyraźne ostrzeżenia o niebezpieczeństwie. Nic jednak nie uchroni od odpowiedzialności ludzi, którzy byli odpowiedzialni za zabezpieczenie żywicy epoksydowej, której resztki musiały znajdować się w zbiorniku.

- Beczki były puste, mogły w nich pozostać jedynie resztki łatwopalnej substancji - dodaje Izabela Rom. - Był może wysoka temperatura, która podziałała na żywicę wywołała wybuch. Jednak to tylko jedna z wielu hipotez, którą będą musieli zbadać specjaliści.

Do tragedii doszło w okolicach hurtowni mięsnej, w której trwał remont. Żywica epoksydowa służyła robotnikom do izolacji podłogi od podłoża. Beczki, które stały się przyczyną tragedii nie były pierwszymi, które robotnicy wystawili przed budynek.

- W tej chwili toczy się śledztwo z artykułu 160 Kodeksu Karnego - wyjaśnia rzecznik siemianowickiej policji.

Nie ma jeszcze osób podejrzanych. Jednak Izabela Rom zapewnia, że śledztwo wyłoni osoby, które nie zadbały o zabezpieczenie niebezpiecznych materiałów.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na siemianowiceslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto