Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bańgów wygrywa z kopalnią

Grażyna Kuźnik
Ta walka wydawała się beznadziejna. Niewielka miejscowość Bańgów wypowiedziała wojnę kopalni Richter. Była to rzecz dotąd niesłychana.

Bańgów wygrywa z kopalnią. Ta walka wydawała się beznadziejna. Niewielka miejscowość Bańgów wypowiedziała wojnę kopalni Richter. Była to rzecz dotąd niesłychana. A jednak w 1923 roku doszło do pierwszego w Polsce procesu o odszkodowanie za zniszczone przez górnictwo mienie. Po jednej stronie stał ogromny przemysł, po drugiej grupa skromnych, starszych już obywateli, najczęściej rolników. Podanie kopalni do sądu kosztowało ich oszczędności całego życia.

Proces będzie ciągnął się przez kilkanaście lat, ale poszkodowani nie odpuszczą. Tego kopalnia się nie spodziewała. W końcu sąd uzna racje mieszkańców i właściciel kopalni, Wspólnota Interesów Górniczo-Hutniczych będzie zmuszona do zapłacenia odpowiednich odszkodowań, łącznie w wysokości 150 tys. zł. Dochód zwykłego górnika wynosił wtedy niewiele ponad 100 zł miesięcznie.

Górnictwo dawało pracę tysiącom ludzi, płaciło podatki, nie przejmowało się zupełnie tąpnięciami, zawaleniami domów, degradacją środowiska. Nikt zresztą nie poruszał tego tematu. Bańgów wcześnie uznał, że za wiele tego dobrego. Kiedy domy mieszkańców zaczęły pękać wzdłuż i wszerz, stodoły i obory trzeba było rozbierać, gdy nawet szkoła tak popękała, że mogła zawalić się uczniom na głowę, obywatele postanowili się bronić. Po kolejnych tąpnięciach wezwano rzeczoznawców. Chociaż specjaliści byli związani z kopalnią Richter, oświadczyli zgodnie z prawdą, że zniszczenia to skutek podziemnych wstrząsów, wywołanych ciągłym zawalaniem się ganków kopalnianych.

Kopalnia wybrała pod Bańgo-wem kilka pokładów węgla, niektóre już wiele lat temu. Nie umocniła jednak należycie pustej przestrzeni. Mieszkańcy domagali się więc wyrównania strat, zabezpieczenia domów oraz wykonania chroniących robót pod ziemią. Kopalnia nie chciała o tym słyszeć. Można powiedzieć, że zarząd Richtera ogarnął pusty śmiech, gdy otrzymał pismo włościan z Bańgowa.

Gdyby kopalnia poszła na ugodę, to zaraz ustawiłaby się długa kolejka innych poszkodowanych. Poza tym co taki marny Bańgów sobie myśli. Skomplikowane pisma prawnicze całkowicie odrzucały jego pretensje. Miały załatwić sprawę, ale tylko dolały oliwy do ognia.

Mieszkańcy Bańgowa, między innymi Michał Michalski, Filip i Antoni Korpak, Filip Niechwiejczyk, Wincenty Lityński, Walenty Siegel, Józef Dyrdoń, Szczepan Czupryna, Piotr Ciapała, Fryderyk Keller, Filip Grund, Jan Drozd, Franciszek Kłoda, Klara Ścigałowa, Marta Labryga, Wilhelm Guenter, Marta Morholc, Jan Tomanek, Aleksander Kuchta, Tomasz Zawiszowski, ich krewni oraz miejscowy urząd gminny zdecydowali się na proces.

Kopalnia sprawdziła, z kim ma do czynienia. Okazało się, że jej przeciwnicy to niezamożni i niemłodzi ludzie, często z rentą inwalidzką wynoszącą kilkanaście złotych, za która muszą utrzymać liczne rodziny. Są też prości, nie znają się na papierach urzędowych. Kopalnia uznała, że na pewno będa bać się zatargów sądowych i wysokich kosztów procesów. Potraktowała więc ich z góry. Urzędem gminy też się nie przejęła, bo wiadomo, że zrobi to, co każe jej góra. A jaka władza chce zadzierać z górnictwem?

Bańgów po przyłączeniu do Polski był typową wsią. Zmieniał się z rozwojem przemysłu, ale zachował rolnicze tradycje. W latach międzywojennych miał około tysiąca mieszkanców i pozostawał najmniejszą pod względem liczby ludności gminą powiatu katowickiego. Do Sie-mianowic włączono go dopiero po wojnie.

O kopalni Richter mało kto dzisiaj pamięta. Powstała w latach 80. XIX wieku, po I wojnie światowej należała do koncernu Górnośląskie Zjednoczone Huty Królewska i Laura, kupił go Friedrich Flick. Niemiecki przemysłowiec, który w czasie II wojny światowej korzystał z pracy niewolniczej i został za to skazany na więzienie w procesie norymberskim, włączył koncern do olbrzymiego holdingu Wspólnota Interesów. W 1934 roku majątek Flicka przejmuje skarb państwa polskiego, dwa lata później kopalnia Richter zmienia nazwę na Siemianowice.

Proces kopalni z mieszkańcami Bańgowa trwa w różnych instancjach 13 lat. Ludzie uparli się i wydawali ostatni grosz, żeby wynająć prawników. Przeciętnie każdy obywatel musiał wyłożyć 500 zł, co dla ludzi, którzy żywili rodzinę za mniej niż za złotówkę dziennie, było ogromną kwotą. Proces mógł skończyć się przegraną, ale w 1936 roku Sąd Apelacyjny w Katowicach wydaje wyrok korzystny dla Bańgowa.

Sąd nakazuje kopalni wypłacić każdemu po kilka tysięcy odszkodowania. Wspólnota Interesów zwlekała i musi płacić wtedy, gdy naprawdę ma kłopoty finansowe. Ale Bańgowa to już nic nie obchodzi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: RPP zdecydowała ws. stóp procentowych? Kiedy obniżka?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na siemianowiceslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto