MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Czy brat może zabić brata bez powodu?

Izabela Kacprzak
W mieszkaniu rodziny S. w Siemianowicach wciąż pracują policyjni technicy. To co zdarzyło się za tymi drzwiami, na razie pozostaje tajemnicą...
W mieszkaniu rodziny S. w Siemianowicach wciąż pracują policyjni technicy. To co zdarzyło się za tymi drzwiami, na razie pozostaje tajemnicą...
Po południu w piątek przy oknie dyżurki policji w Siemianowicach stanął wysoki, nieogolony, krótko obcięty młody mężczyzna. - To mnie szukacie - powiedział cicho do dyżurnego.

Po południu w piątek przy oknie dyżurki policji w Siemianowicach stanął wysoki, nieogolony, krótko obcięty młody mężczyzna. - To mnie szukacie - powiedział cicho do dyżurnego. Spokojnie czekał, aż z góry zbiegnie policjant z wydziału kryminalnego, a potem zatrzaśnie się za nim metalowa krata.

To był poszukiwany od dwóch dni Krzysztof S. W czwartek zabił nożem swojego 17-letniego brata, a potem zgwałcił kuzynkę. Student informatyki, spokojny, cichy, z dobrego domu. Nie potrafi podać powodu, dla którego to zrobił...

Marek

Byli jak ogień i woda. 17-letni Marek wyglądał na starszego - na zdjęciu ze swoją klasą z technikum, w granatowej koszulce polo, kuca, lekko uśmiechnięty. Sympatyczny, dobrze zbudowany, ma czarne kręcone włosy do ramion. W matkę się wdał. Lubił jeździć na deskorolce, ostatnio spotykał się z Dorotą. Może to przyjaźń, może uczucie, nikt nie pytał, nie drążył. Na pewno wcześniej żadna się nie pojawiała, poza Moniką, ukochaną kuzynką. Na jej nieszczęście, jak się potem okazało. Tylko nieśmiały był ten Marek, cichy, mówią wszyscy co go znali, chociaż pełen życia.

Krzysztof

Choć starszy o osiem lat, wyglądał na takiego, co jeszcze o życiu niewiele wie. Charakter nieodgadniony, zamknięty w sobie, skryty. Miesiącami nie wychodził z domu - zajmował go tylko komputer. Studiował informatykę i był uważany za zdolnego - niektórzy koledzy do niego lekcje chodzili odrabiać. Był wysoki i już na pierwszy rzut oka mniej przystojny niż brat.

Były też rzeczy niepokojące - latem chodził w wełnianej czapce, co ludziom na tym spokojnym robotniczym siemianowickim osiedlu wydawało się podejrzane... Ale rodziców porządnych miał, szanowanych, więc tylko ludzie kiwali głowami, że dziwak. Domator. Najlepiej się czuł we własnym pokoju, przyklejony do komputera, internetu, poza światem, nieobecny.

Rodzice chcieli, żeby wyszedł do ludzi, dziewczynę znalazł i rodzinę założył. Odciążył ich. Ludzie po tragedii już sobie całą historię poukładali i nie czekają, aż zrobi to prokurator. Prowadził życie bardziej w wirtualu niż w realu i te dwie sfery któregoś dnia pomieszał.

Monika

I jeszcze Monika, 25 lat, po studiach, ich kuzynka, prawie jak siostra. Czarne długie włosy, bardzo kobieca. W czwartek sąsiedzi z osiedla, którzy znają ją od dziecka, zobaczyli jak półnaga, zakrwawiona siedzi na parapecie okna w kuchni.

- Wrzeszczała, płakała - opowiada Danuta Zipper i ledwo powstrzymuje łzy. - Ludzie mieszkający cztery bloki dalej ją słyszeli.

Monika chwiała się w oknie, chciała wyskoczyć. Krzyczała wciąż: "Krzysiek zwariował, Marek nie żyje, pomóżcie!". Maria Zipper, to ona zobaczyła ją pierwsza, błagała, żeby dziewczyna zeszła z parapetu. A ona się darła, jakby ją ze skóry obdzierali. Cud, że nie zeskoczyła z czwartego piętra.

Dlaczego skrzywdził najbliższych?

Potem przyjechała policja i kopała w drzwi. Kiedy je otworzyli, w pokoju znaleźli pokiereszowane kuchennym nożem ciało Marka, a w kącie, tuż przy drzwiach, Monikę. Miała podarte ubranie, zakrwawioną rękę. Była w szoku, wciąż powtarzała, że Krzysiek zabił Marka, a potem ją zgwałcił.

Elżbieta Bednarczyk wciąż płacze. Ona zna całą trójkę - Monisię, co "od małego gładziła spódniczkę, zanim usiadła" i "taka była miła szczebiotka". Jej najbardziej żal, dla niej była jak córka.

- Bo cóż ona winna? - pyta pani Elżbieta.

Marka i Krzyśka też zna od małego, widziała, jak dorastali i mężnieli. Krzyśka lubiła najmniej, mówi o nim "dziwne dziecko".

- Ćpun, nie ćpun... W piłkę nie grał, w oczy nie patrzał. Lepiej było schodzić mu z drogi - zamyśla się pani Elżbieta. - Tylko zdolny był. Mój synek to do niego chodził na korepetycje, bo razem w jednej klasie byli.

Jak myśli o Monice, to płacze. - Cóż ona przeżyć musiała, że ją tak skrzywdził i za co to, za co? - pyta.

Ludzie na osiedlu chętnie mówią o S. Rodzina porządna, zgodna. Nikt nie chce wierzyć, że taka tragedia mogła się stać. Ojciec na kopalni robił, potem wypadek w pracy przeżył i do dzisiaj ma spłaszczony nos. Na wcześniejszą rentę poszedł. Dorabiał, bo chłopców chciał wykształcić. On sam po zawodówce, z bytkowskich familoków, a matka, Ilona, kochała synów. Po mleko chodziła na targ, bo lubili, a tam można było taniej kupić. Dorabiała jako sprzątaczka w szkole, 50 metrów od domu.

Wielka rodzina

Na osiedlu nikt im nie powie, że źle synów wychowali. Że dobrych wzorców nie mieli.

- Bóg chyba ślepy był, że ich taką tragedią doświadczył - mówi sąsiadka. - Jak oni to przeżyją? - pyta stropiona.

S. z rodziną Moniki byli bardzo blisko. Więc nic dziwnego, że Monika, choć dorosła, chodziła do S. po pracy na obiady. Jej rodzice kilka dni wcześniej wyjechali na wczasy, a Marek i Krzysiek byli dla niej jak bracia. Marek nawet przyjaźnił się z jej bratem, na deskorolce jeździli razem. Tak spędzali wakacje.

Dziś nikogo nie ma, drzwi na głucho pozamykane. W mieszkaniu S. wciąż pracują policyjni technicy, zbierają ślady. Drzwi porządne, ze sklejki, miodowe, dookoła korkiem obite. Ludzie z osiedla smutno zwieszają głowy.

- Mnie się te jego oczy nie podobały - mówi jedna z sąsiadek o Krzyśku. - Krył w sobie jakąś tajemnicę. Kolegów nie miał, nie śmiał się, nie wygłupiał pod blokiem jak inni.

- Ale czy lepiej mieć takiego, co ławki rozwala i pije? - wtrąca się do rozmowy druga kobieta. - Mnie to się zawsze wydawało, że on na księdza pójdzie. Taki nad ziemią chodził.

Policjanci na temat tragedii wypowiadają się ostrożnie. Wiadomo niewiele, a i tak z rezerwą trzeba do tych informacji podchodzić, bo mieszają się z plotkami, które krążą po sennym osiedlu.

Plotki i rzeczywistość

Monika miała przyjść na obiad do S. Otworzył jej Krzysiek i wciągnął do środka. Był cały zakrwawiony. Ona myślała, że to jakiś ich głupi żart, że ma na sobie keczup. A to była krew. Potem zdarł z niej ubranie i zgwałcił. On, prawie jej brat...

To musiało być w czwartek około godz. 15.30. Sąsiadka, która mieszka piętro niżej, słyszała jakby "szuranie meblami".

- Myślałam, że chcieli coś na nowo poustawiać - przypomina sobie kobieta. - Żadnej bójki, krzyków, wrzasków. Gdybym wiedziała...

Marek miał się naśmiewać z Krzyśka, "że nie ma dziewczyny". Czy ta, ot taka męska gadka, żarty raczej, mogłaby być motywem zabójstwa? Krzysiek przywiązał Monikę do kaloryfera, zamknął drzwi. Poszedł do garażu, wsiadł do starego poloneza ojca i odjechał. Gdzie? Tego nie wiadomo. Sam nie potrafi sobie przypomnieć, a kontakt z nim jest utrudniony.

- Ludzie z okolicy już go powiesili w garażu - mówi jedna z sąsiadek, dowiadując się, że był poszukiwany listem gończym, że żyje i sam zgłosił się w piątek na policję.

- I że uciekając rąbnął w drzewo - przypomina sobie kolejną plotkę inna kobieta. - A to może byłaby najlepsza kara...

Tylko chory człowiek...

Krzysiek uciekł z miejsca zbrodni w szoku, bo to nie jest typ bezwzględnego zabójcy. Nie poradziłby sobie - uważają ludzie. Przyjaciół nie miał, kolegów też. Nikt obcy by mu ręki nie podał. Życia bratu nie odda, ale może i on pomocy potrzebuje. Bez powodu nikt nie zabija, nie dopuszcza się kazirodczego gwałtu. Krzysztof to też ofiara, tylko czego?

Badania psychiatryczne zleciła prokuratura. Może one uspokoją emocje, ukoją ból.

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na siemianowiceslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto