O tym, że zażywanie dopalaczy jest poważnym zagrożeniem dla życia, przekonała się 17-letnia siemianowiczanka. Dziewczyna wspólnie ze swoim o rok starszym kolegą wypaliła dopalacze. Nie wiadomo jak skończyłaby się ta historia, gdyby nie policjanci, którzy w całkiem innej sprawie znaleźli się w mieszkaniu, w którym przebywali nastolatkowie - relacjonują policjanci.
Policjanci otrzymali informację, że w jednym z mieszkań w centrum miasta może przebywać mężczyzna, którego zaginięcie zgłosił szpital po tym, jak uciekł z jednego z oddziałów. Informacja ta potwierdziła się. W jego towarzystwie mundurowi zastali 18-latka i o rok od niego młodszą dziewczynę. Nastolatka leżała w łóżku i nie było z nią praktycznie żadnego kontaktu. Na złe samopoczucie uskarżał się również jej kolega. Policjanci ustalili, że oboje palili wcześniej dopalacze.
W mieszkaniu kryminalni znaleźli woreczek strunowy z suszem i nabitą nim lufkę. Widząc, że stan 17-latki jest poważny, stróże prawa wezwali pogotowie ratunkowe, które zabrało nieprzytomną dziewczynę do szpitala dziecięcego w Chorzowie.
Opieki medycznej wymagał także jej kompan, który w asyście mundurowych pojechał do szpitala. 18-latek po badaniach został zwolniony, natomiast dziewczyna wymagała hospitalizacji. Jak ustalili śledczy niewykluczone, że nastolatkowie byli również pod wpływem narkotyków.
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?