Poznałem też strażników miejskich, którzy byli wówczas w sytuacji, co tu ukrywać, bardzo złej - starali się bowiem odzyskać dobre imię po słynnej "aferze z Sokołem" sprzed kilku lat. Aferze na szczycie siemianowickiej władzy, w której śledczy postawili zarzuty, między innymi przekroczenia uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej... Pamiętacie?
Niektórzy jednak z pewnością woleli wszystko zamieść pod dywan, zapomnieć. Ale nie strażnicy miejscy. Widziałem, jak walczyli o odzyskanie zaufania, oglądałem ich w pracy, na przykład wtedy, kiedy organizowali w szkołach kursy samoobrony. I co?
Historia zatoczyła koło. Znów mieszkańcy Siemianowic uraczeni zostali aferą z udziałem - trzeba trafu - wiceprezydenta i straży miejskiej. Aferą, która pokazuje, że w poczuciu bezkarności można wmanewrować kilka osób w sytuację, którą z miejsca zainteresowała się prokuratura i jeszcze w żenujący sposób zaistniałą "niedogodność" wytłumaczyć, konstruując tyleż karkołomne, co - najdelikatniej rzecz ujmując - trudne do uwierzenia teorie.
Prezydent milczy, bo milczenie jest złotem. Poza tym, czy zabieranie głosu w takiej dyskusji nie byłby pewną niezręcznością?
Zastanawia mnie jednak postawa strażników miejskich, którzy, być może nieświadomie, biorą udział w tworzeniu informacyjnego szumu, pisząc odbiegające (choć może nie tak bardzo) od tematu oświadczenia - mnożące się sytuacje oddalają wszystkich od sytuacji głównej, czyli pewnej rozmowy telefonicznej. Ich nadrzędnym celem powinno być, tak jak kilka lat temu, odzyskanie zaufania i wyjaśnienie afery. Dla ich własnego dobra.
Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?