MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Kierowca fiata 126p rozjechał trzyosobową rodzinę i nawet się nie zatrzymał, aby udzielić pomocy

Maciej Wąsowicz
Policjanci zabezpieczyli miejsce zdarzenia.
Policjanci zabezpieczyli miejsce zdarzenia.
Przyjechali do Siemianowic z Chorzowa. Odwiedzili rodzinne groby na cmentarzu przy ulicy Michałkowickiej. Później chcieli odwiedzić znajomych. Niestety do nich nie dotarli.

Przyjechali do Siemianowic z Chorzowa. Odwiedzili rodzinne groby na cmentarzu przy ulicy Michałkowickiej. Później chcieli odwiedzić znajomych. Niestety do nich nie dotarli. Gdy przechodzili przez przejście dla pieszych, wjechał w nich rozpędzony maluch. Trzyosobowa rodzina w momencie została zmieciona z przejścia przez samochód.

- Mieliśmy rozpoczynać akcję trzeźwość, właśnie trwała odprawa, kiedy dowiedzieliśmy się o wypadku - mówi Izabela Rom, rzeczniczka siemianowickiej policji.

Dokładnie o 16.10 w miniony piątek kierowca malucha potrącił na pasach małżeństwo: Beatę (25 lat) i Adama (29 lat) oraz ich sześcioletniego synka - Mateuszka.

Kierowca samochodu jadącego z centrum w stronę Michałkowic zatrzymał się przed pasami. W jego ślady nie poszedł jednak kierowca malucha, jadącego w stronę ronda.

Z całej trójki najbardziej ucierpiał mężczyzna, który szedł najbardziej z prawej strony. Samochód wlókł go od przejścia dla pieszych aż do znaku drogowego oddalonego o 20 metrów. Kobieta i dziecko odnieśli nieco lżejsze obrażenia.

- Dziecko zostało natychmiast przewiezione do szpitala dziecięcego przy ulicy Truchana w Chorzowie - dodaje rzeczniczka.

Kobieta i mężczyzna wylądowali na oddziale urazowym siemianowickiego szpitala. Pani Beata doznała złamania kości strzałkowej oraz ogólnych obrażeń całego ciała. Ojciec rodziny zaraz po wypadku stracił przytomność - doznał wstrząśnienia mózgu, złamania nogi oraz urazu barku. Obydwoje nie pamiętali, jak doszło do zdarzenia.

Pamiętał natomiast kierowca samochodu, który przepuścił pieszych. Według jego relacji kierowca malucha wcale nie jechał szybko, ale po wypadku nawet nie zdradził ochoty zatrzymania, tylko odjechał w stronę ronda.

Teraz, za nieudzielenie pomocy ofiarom wypadku, grozi mu kara nawet do 4,5 roku pozbawienia wolności.

- Załóżmy, że był trzeźwy. Gdyby się zatrzymał i udzielił pomocy, mógłby uniknąć większych sankcji. Można zrozumieć wszystko, łącznie z szokiem powypadkowym, ale on nie trwa tak długo. Czasem kilka godzin, czasem dzień. Jednak ten człowiek nawet nie próbował się z nami skontaktować - mówi rzeczniczka policji.

Policja prosi wszystkie osoby, które wiedzą coś o sprawcy wypadku, by dzwoniły pod numer 997 lub przyszły na komendę policji.

od 7 lat
Wideo

Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na siemianowiceslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto