Ray Wilson w Siemianowicach: Lubię takie kameralne koncerty

Wspominasz dobrze nasze miasto po koncercie w czasie Dni Siemianowic? Teraz wywozisz stąd lepsze wspomnienia?
Z poprzedniej wizyty najbardziej zapamiętałem pogodę (śmiech). Była wtedy straszliwa burza, choć na szczęście udało się zagrać większą część koncertu. Muszę przyznać, że burza była wtedy szalona. Lubię natomiast grać na tego rodzaju koncertach, jak ten charytatywny. Uwielbiam widzieć ludzi i czuć atmosferę koncertu. Wtedy można dotknąć ludzkich emocji. Takie koncerty są dla mnie ważne.

Odczuwasz duże różnice między wielkimi koncertami, takimi jak z Genesis, a takimi bardziej kameralnymi?
Są totalnie różne. To zupełnie inne doświadczenia. Taka atmosfera jak tutaj jest pełna ciepła, a w czasie np. festiwali jest bliższa imprezie. Dlatego też gram wiele akustycznych koncertów. Wolę więcej takich w zamian za jeden duży.

Takie jak charytatywny koncert "Siemianowice mają serce"?
Koncerty charytatywne są trochę inne od zwykłych koncertów, bardziej osobiste. Mam tu na myśli panią (Agnieszka Kozłowska - przyp. red.) odpowiedzialną za zbiórkę pieniędzy na dom samotnej matki. To bardzo duże wyzwanie robić coś takiego, ale też bardzo miłe. Fantastyczna sprawa.

Często zdarza ci się zagrać za połowę stawki?
Tak, ale nie mówię o tym często. W życiu chodzi o to, aby zachować pewną równowagę. Stąd też gramy duże koncerty, na których możemy zarobić, a czasem gramy mniejsze, na których nie zarabiamy zbyt wiele, a czasem wcale. Ale mamy z tego wtedy wiele satysfakcji. Myślę, że dobrze jest wykorzystywać muzykę właśnie w taki sposób.

Wrócisz do Siemianowic?
Tak, zdecydowanie.