Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Siemianowice: Józef Skrzek otrzyma Złotego Fryderyka. przyłożył rękę do śląskiego bluesa

Paweł Szałankiewicz
Paweł Szałankiewicz
25 kwietnia Józef Skrzek odbierze w Warszawie Złotego Fryderyka. To nagroda Akademii Fonograficznej przyznana za całokształt twórczości. O pierwszym takim wyróżnieniu dla mieszkańca naszego miasta, sile bluesa, legendarnym SBB i atutach Śląska, z Józefem Skrzekiem rozmawia Paweł Szałankiewicz

Czy ten Fryderyk jest ważną nagrodą? To w końcu podsumowanie działalności artystycznej, a przecież cały czas grasz, tworzysz…
Sam sobie właśnie odpowiedziałeś na te pytanie. Ja nadal jestem aktywnym człowiekiem i dla mnie to jest tak – o, przyszło coś, dzwonią do mnie dziennikarze, znani mi koledzy jak Hirek Wrona, Piotr Metz i jeszcze inni. Jest to zaskakujące, bo w sumie nie interesuję się nagrodami. Nadal jestem aktywnym, kreatywnym człowiekiem, interesuje mnie twórczość. Jestem ciekawy poznawania wszystkiego co jest w muzyce i sztuce. Robię premierę kazań świętokrzyskich, archiwalnego tekstu, fantastycznego, gdzie prapremiera była na Górze Świętego Krzyża. Już zostałem tam zaproszony na koncerty organowe. To się dzieje! Nagrywam wirtualne z Paulem Lawlerem, który jest w Manchesterze, a ja tutaj, bo nie zawsze się mogę urwać. W przygotowaniu mam też nagrania w Portland Studio w Oregonie razem z paroma muzykami. Mam też robić muzykę filmową z Martinem Dubą, reżyserem z Pragi i to są dla mnie ważne sprawy. A żyję sobie tu w Michałkowicach. Czyli właściwe w kącie, ale to może dobrze, bo jestem sobą.

I tu dotykamy pewnej kwestii – Fryderyka dostaje człowiek, który cały czas jest tutaj, na miejscu, w Michałkowicach. Cokolwiek by się nie działo – wracasz tutaj, do Siemianowic, do Michałkowic, których przecież nikt tak naprawdę nie zna.

Ale są jeszcze młodzi, którzy może w przyszłości wypłyną, za co trzymam mocno kciuki. Chciałbym tu jeszcze zrobić festiwal, który nawiązywałby do mojego festiwalu „Schody do nieba”, ale byłby nastawiony na nowe odkrycia muzyczne. Przeżyłem też niedawno niezwykły moment w Szkole Podstawowej nr 13 imienia Józefa Skrzeka, przekazanie pieśni „O ziemio – dzieciom śląska”, którą dzieci same wybrały. To jest fenomenalne!

Więc nie można cię traktować, jak gwiazdy?
Pięknie to powiedział Piotrek Metz w opowiadaniu o mnie:„My cię kochamy Józek, jesteś z miłości”. Teraz jeśli ma być gala w telewizji, to będę śpiewał że „z miłości jestem”! Uważam że to takie motto dla każdego z nas. Zresztą poprzez muzykę poznaję wielu ciekawych ludzi na świecie. Ale pewnie tak jest w każdej specjalizacji. My, muzycy, jesteśmy praktycznie stworzeni dla innego człowieka, dla innych ludzi. Kiedyś było SBB, jeszcze wcześniej Czesław Niemen, a jeszcze wcześniej był Tadeusz Nalepa i Breakout. To były takie wejścia poznawcze w świat, który był dla mnie niesamowity. A Przekraczanie żelaznej kurtyny też było wręcz nieprawdopodobne.

Lata 70-te i 80-te SBB i Breakout to były dla ciebie i innych muzyków najlepsze czasy. Tworzyliście historię polskiej muzyki, a przede wszystkim, śląskiego bluesa.
Tworzyły się wtedy pewne nowe nurty. One właściwie zmierzały poprzez bluesa do jakiś innych jeszcze form i tak to sobie cały czas hulało. SBB było wynikiem tego wszystkiego i poszło na sceny światowe dzięki Bogu. Następnie, w późniejszych latach, zacząłem grać inną muzykę, na przykład w kościołach. Uważałem, że społeczność tego właśnie potrzebuje. Gdy grałem w Piekarach na zjeździe mężczyzn to wszyscy interesowali siętą muzyką. Muzyką, która była jakby całkowicie nowa.

Co sprawiło, że muzycznie poszedłeś właśnie w taką stronę?
Jeśli chodzi o formę to było to odkrycie nowego stylu, czyli łączenie organ piszczałkowych z elektroniką. Sam Klaus Schultze jak to słyszał, mówił „Hey man, it’s absolutely new”. Był u mnie na urodzinach na początku lat 80-tych i słuchał tego z wielką atencją. I to było fantastyczne. W latach 80-tych ludzie nie wiedząc co mają ze sobą zrobić gromadzili się w miejscach bezpiecznych, a kościoły były wtedy bardzo ważne. Wiara bardzo pomagała no i był nasz papież, Jan Paweł II, który nas nosił. A teraz w obliczu tego, że papieżem jest osoba z Argentyny dopiero możemy sobie uzmysłowić jak ważny był nasz!Skomponowałem wtedy kantatę maryjną, która w latach 80-tych była dedykowana papieżowi kiedy przyleciał na Muchowiec. To mnie niosło. Było to też nowe odkrycie w pionierskich czasach elektronicznej muzyki. Łączenie organ piszczałkowych z muzyką elektroniczną do dzisiaj jest ciekawe.

Blues dalej w tobie żyje?
Blues to jest forma życia. To jest twarde życie. Nie ma się co czarować – na Śląsku jest twarde życie. Ja wiem, że gorole tez mają twarde życie i pod górkę, ale za to u nas jest szaro, industrialnie.

Ale to jest akurat atut naszego regionu.
I oby tak było. Chciałbym bardzo, żeby Śląsk dźwignął swoją pozycję. Wolałbym, żeby mecze mistrzostw Europy nie odbywały się w Gdańsku, tylko na Stadionie Śląskim. Kto to zawalił, ten niech się schowa po prostu do piwnicy. Tak nie może być! Tu są ludzie szczerzy, uczciwi, fantastyczni i silni, a jednocześnie dziwują się czemu tak się dzieje. I jeśli ja mam dostać Fryderyka, to to jest sprawa Śląska, bo Śląsk mnie potrzebuje.

Śląscy muzycy mają jednak problem z wybiciem się w Polsce.
Ale pewnie tak dalej będzie, bo my nie mamy tutaj ministerstwa kultury. My nie mamy tutaj firm wydawniczych i medialnej siły. Bo gdzie został przyznany Fryderyk? W Warszawie! Uważam jednak w dalszym ciągu, że w tych społecznościach, które tutaj się mieszają, nadal powstają niezwykłe sprawy. Przecież kiedyś prowadziłem przez wiele lat Leśniczówkę – niezwykłe środowiskowo, atelier, które było zjawiskowe dla ludzi z każdej części kraju.

Tam przecież biło serce śląskiego bluesa.Śląsk był też kolebką bluesa?
Był, i to jest fakt. Tu graliśmy bluesa, gdy gdzie indziej jeszcze na chlyb byb gadali. Tadek (Nalepa – przyp. red.) zainteresował się dopiero na Śląsku bluesem. A my tu graliśmy w klubach już dobrych parę lat. I na hasiokach my to grali, i z Irkiem Dudkiem byle kaj my się spotykali by go grać. Powiedziałem, blues to jest życie.

Ale dlaczego to się stało na śląsku? Nagrody mamy z Warszawy, największe gwiazdy muzyki są spoza naszego regionu, a blues jest nasz.
Ale tam patrzą inaczej, z innego puntu widzenia A w bluesie nie ma pozerstwa. Rawa Blues, która jest w Spodku, jest trochę na pompę – n

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na siemianowiceslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto