Dla chorych jest to azyl, miejsce gdzie nie tylko zostają poddawani rehabilitacji, ale też spotykają się z przyjaciółmi poznanymi w chorobie. To miejsce, w którym zostawiają swoje problemy na zewnątrz budynku ośrodka nazywanego "Wichrowym wzgórzem". Bo jak podkreśla Barbara Kowalik, beneficjentka ośrodka, w ośrodku do życia podchodzi się z optymizmem.
- Tu podpowiadamy sobie nawzajem, jak radzić sobie problemami życia chorego na stwardnienie rozsiane, wspieramy wzajemnie, staramy się lepiej spoglądać na życie - przyznaje Kowolik, chora na stwardnienie rozsiane od 12 lat.
W tym ośrodku rodzi się też miłość. To tu półtora roku temu poznaliśmy Hanię i Mariusza Żyła - osoby, które poznały się w Przełajce 10 lat temu, a między którymi uczucie rozkwitło ponad cztery lata temu. Efekt? Dziś są szczęśliwym małżeństwem mimo tego, że oboje chorują na stwardnienie rozsiane.
Atmosferą panującą w "Wichrowym Wzgórzu" zachwycony jest Zygmunt Kadłubiec, którego spotkaliśmy w czasie rehabilitacji. - Tu jest naprawdę dobra atmosfera do tego, aby podejmować i leczenie, i rehabilitację - podkreśla beneficjent ośrodka.
Ośrodek prowadzony jest przez Stowarzyszenie Chorych na Stwardnienie Rozsiane. Od dwóch lat boryka się z problemami finansowymi. Dotacje z Państwowego Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych i śląskich miast wystarczają zaledwie na to, by móc związać koniec z końcem.
- Dlatego jestem szczęśliwy, że to nadal funkcjonuje, choć pieniędzy nam brak. Teraz mamy najtrudniejszy okres, bo w zimie płacimy bardzo duże pieniądze za ogrzewanie - mówi Andrzej Bogdanowicz, prezes stowarzyszenia dodając, że codziennie spędza wiele godzin pracując nad tym, skąd pozyskać dodatkowe fundusze na działalność ośrodka w Przełajce. - Po prostu staram się, aby beneficjenci nie odczuli tego kryzysu, jaki nas dopadł.
Funkcjonowanie ośrodka jest niezwykle ważne zwłaszcza dla osób dotkniętych tą ciężką chorobą. Bożena Wójcicka choruje od 7 lat. Dzięki rehabilitacji w ośrodku odżyła fizycznie i psychicznie do tego stopnia, że nieznający jej ludzie nie rozpoznaliby u niej żadnych oznak tej ciężkiej choroby.
- Kiedy tu trafiłam miałam jedną z ostrzejszych form tej choroby. Prawa ręka była właściwie niesprawna. Dziś funkcjonuje naprawdę dobrze, a ja odżyłam - mówi zadowolona kobieta.
Takich jak ona jest wielu w tym ośrodku. Ale rehabilitacja w nim jest jak błogosławieństwo. Tak przynajmniej uważa Krystyna Szendzielorz.
- Mam w nim stały kontakt z ludźmi, nawiązuję przyjaźnie. Dla mnie to o wiele lepsze niż siedzenie miesiącami samej w domu. Szkoda tylko, że rzadko udaje się tu przyjechać dwa razy w roku - podkreśla kobieta.
Krystyna Szendzielorz dotknęła kolejnego problemu, jaki dotknął dwa lata temu ośrodek. Okazało się, że przepisy PFRON-u są dla chorych bezlitosne. Mówią o tym, że jedna osoba może przechodzić rehabilitację w ośrodku tylko raz w roku.
- Dla mnie to przerażające, bo przez cztery tygodnie walczymy o to, aby doprowadzić ich do jak najlepszego stanu, a potem nie możemy. Zdarzały się przypadki, że osoby oczekujące na rehabilitację nie doczekały jej - przyznaje ze smutkiem Bogdanowicz.
Problemów jest więcej, między innymi nadal nie ma pieniędzy na dostosowanie hostelu w ośrodku by spełniał wymogi przepisów przeciwpożarowych. Na to jest potrzebne ok. 100 tys. zł. Stąd też Bogdanowicz liczy na to, że w tym roku uda się pozyskać więcej środków z jednego procenta tym bardziej, że w ubiegłym roku stowarzyszenie otrzymało 74 tys. zł, o ok. 25 tys. mniej niż rok wcześniej. A potrzeb jest wiele...
Aby wesprzeć Stowarzyszenie Chorych na Stwardnienie Rozsiane w rozliczeniu podaj nr KRS: 0000025638
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?