Siemianowice Śląskie: Czy nasze szkoły też czekają zmiany?

Coraz mniej uczniów - taki powód najczęściej podają samorządy takich miast, jak Dąbrowa Górnicza, Rybnik czy Żory uzasadniając swoje decyzje odnośnie likwidacji szkół w swoich miastach. Przedstawiciele kuratorium nie kryją, że lista likwidowanych placówek będzie stale się powiększać. Czy w Siemianowicach także? - Wszystko obecnie analizujemy. Dopiero jak będziemy mieli pełną jasność zastanowimy co zrobić - to odpowiedź wiceprezydenta Henryka Ptasznika na głosy zapowiadające łączenie szkół w naszym mieście.

Prezydent nie ukrywa przy tym, że problem faktycznie istnieje. - Na klasę powinno być średnio 25 uczniów. Obecnie mamy za dużo nauczycieli (70-80 ponad stan) w stosunku do uczniów. Kwestia szkolnictwa w naszym mieście to trudny temat. Nic w nim nie ma pewnego - mówi Ptasznik.

Nauczyciele, co zrozumiałe, boją się zmian, za którymi najczęściej idzie utrata pracy. - Nie ma ani jednego planu zwolnienia ludzi. Chcemy zracjonalizować wydatki na szkolnictwo oraz równomiernie rozłożyć klasy tak, by nie było żadnej szkole pustych sal - wyjaśnia wiceprezydent.

Ptasznik wyjaśnia również, że zmiana nie oznacza zwolnień, ponieważ można umiejętnie dysponować zasobami ludzkimi. - Zamiast zwolnień niektórzy mogą pójść na emeryturę, a w ich miejsce wejdą inni nauczyciele.

Nauczyciele to jedno, ale są jeszcze pracownicy administracji. Jak zostaliśmy poinformowani, w przypadku połączenia dwóch szkół w jedną część z pracowników administracji może zostać zwolniona. Jednak wszelkie zmiany i reformy, jak zapewnił wiceprezydent, są tylko teoretyczne, bo, jak podkreślił, wszystkie aspekty w tej chwili są wnikliwie analizowane przez pracowników UM.

W kwestii szkół wypowiedział się na stronie urzędu prezydent Jacek Guzy, który zapewnił, że na teraz likwidacji szkół nie będzie.

A co będzie dalej? Jak myślicie?