Straż miejska w Siemianowicach Śląskich ma już 20 lat [WSPOMNIENIA]

Na początku w swojej pierwszej siedzibie przy ulicy Szopena mieli tylko krzesła i stoły z miejskiego komitetu partii oraz jednego poloneza. Odziani byli natomiast w zielone mundury i berety.

- Ludzie często nas mylili z żołnierzami! - tak st. insp. Mirosław Wojciechowski wspomina początki działalności Straży Miejskiej która została powołana w Siemianowicach 29 października 1991 roku. - Byliśmy jedną z pierwszych straży w całej Polsce - podkreśla st. insp. Marek Kozubski, który razem z Wojciechowskim służy w niej od samego początku.

Problem z mundurami był jednym z wielu, z jakimi przyszło się borykać nowo powstałej służbie porządkowej. Strażnicy zaczęli działać dopiero od grudnia, ponieważ nie mieli się w co ubrać! Ponadto wyglądu mundurów nie regulowała wtedy żadna ustawa stąd też każde miasto, które powołało Straż Miejską do życia, wymyślało własne mundury. Mieszkańcy na początku lat 90-tych odnosili się do strażników z dużą sympatią. - Zmieniło się to w momencie, kiedy do naszych obowiązków doszło zakładanie blokad na koła. Wtedy naród przestał nas kochać - śmieje się Kozubski.

Początkowo strażnicy mieli głównie czysto administracyjne obowiązki. Zajmowali się przepełnionymi śmietnikami, dzikimi wysypiskami śmieci czy zgłoszeniami o nie działającym oświetleniu. Z czasem zakres ich obowiązków zaczął się mocno zwiększać. Strażnicy nawiązali też kontakty z siemianowickimi szkołami oraz Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej. Półtora roku później rozpoczęła się współpracę z policją. Do ich zadań należało m.in. interweniowanie przy licznych strajkach górników czy hutników, które w tym czasie ze względu na likwidację zakładów pracy zdarzały się bardzo często. Patrolowali dzielnice, które do dziś nie cieszą się dobrą sławą. Musieli nawet interweniować, kiedy bezrobotni z Sierpnia 80 zajęli budynek Urzędu Miasta w Michałkowicach, ponieważ z działań postanowiła zrezygnować policja! - Transformacja w naszym mieście była naprawdę ciężkim okresem dla Siemianowic tym bardziej boli dziś to, że nikt nie doceniał ogromu naszej pracy w to włożonej - stwierdza z żalem Wojciechowski.

Co ciekawe, strażnicy do 2000 roku odpowiadali też za zabezpieczanie wszelkich imprez masowych. - Zabezpieczaliśmy nie tylko koncerty i festyny, ale też pierwszą Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, na której koncert zagrał Dżem z żyjącym wtedy jeszcze Ryśkiem Ridlem - opowiada Wojciechowski.

Przez 20 lat doświadczeni strażnicy podejmowali setki interwencji. - Na przykład samobójca, który wyskoczył z piątego piętra, Kiedy przyjechaliśmy nadal żył. Zmarł dopiero w drodze do szpitala. Nigdy nie zapomnę tego- wspomina z przejęciem Wojciechowski.

Inne zdarzenie sprzed kilku lat mogło się skończyć dla nich źle. Spotkali mężczyznę z... mieczem samurajskim! - Facet chciał go na nas wypróbować, dlatego bardzo się cieszymy, że możemy dziś z wami rozmawiać - śmieją się.

Z 18 strażników ich liczba wzrosła do prawie 40. Mundury od razu kojarzą się ze służbą miejską. Trochę do życzenia pozostawia nowa siedziba przy ul. Dąbrowskiego 13 po byłej szkole. Samochody natomiast są nowocześniejsze i szybsze od starego poloneza. - Z nim też związana jest zabawna historia - wspomina Kozubski. - Postawiliśmy go kiedyś na zalanym wykopie i poszliśmy na interwencję. Gdy wróciliśmy polonez w połowie się zapadł. Gdyby nie straż nie byłoby czym już jeździć - śmieje się.