Mieszkanie Danuty Wyrwik z domu Majcherczyk-Zdan pamięta jeszcze czasy, gdy do snu kołysał ją głos jej ojca, Tadeusza. Choć zmęczony po ciężkiej pracy dowódca dwóch batalionów w czasie powstania warszawskiego zawsze znajdował czas, by zaopiekować się swoimi dziećmi, zwłaszcza córką.
- Ojciec poświęcał mi bardzo dużo czasu, bo mama musiała zająć się wtedy domem oraz ogrodem, który dawał nam jedzenie. Ojciec zajmował się naszym wychowywaniem dając nam dużo ciepła i miłości - wspomina Danuta Wyrwik.
Z wojny wrócił z ranam
i
Tadeusz Majcherczyk-Zdan za postawę i walkę w czasie Powstania Warszawskiego został odznaczony Krzyżem Orderu Virtuti Militari. W czasie walk powstańczych został ranny i stracił nogę - została mu amputowana bez środków znieczulających. Miał też niesprawną rękę - efekt ran wywołanych zatrutymi pociskami jeszcze z początku wojny. Do Siemianowic wrócił w 1945 roku i próbował na nowo układać sobie życie po trudach wojennych. Niestety, gdziekolwiek nie zapukał by zapytać o pracę, wszędzie mu odmawiano.
- Stanął wtedy przed faktem, że był utrzymywany przez żonę. A był przecież człowiekiem wykształconym - podkreśla Danuta Wyrwik. - Dopiero w 1946 roku szwagier dał mu zatrudnienie w Tunelu, gdzie trzeba było odbudować most na trakcie kolejowym Warszawa-Kraków - dodaje.
Most odbudowywano po tym, jak Niemcy wysadzili go w czasie ucieczki. "Zdan" pracował tam przez dwa lata. Potem musiał w końcu wrócić i na nowo szukać pracy tutaj, w Siemianowicach. Znów bezskutecznie. W tym czasie urodziła się ego córka Danuta. Dowódca dwóch batalionów w czasie powstania całkowicie niemal poświęcił się wychowywaniu dzieci, szukając przy okazji cały czas pracy.
Spektakle w Ateneum
Majcherczyk-Zdan dbał o to, aby jego dzieci już od dziecka miały kontakt z literaturą i sztuką. Córce nie dość, że czytał często do snu, to jeszcze zabierał ją do teatru. - Zawsze gdy przychodził okres jesienny to raz w tygodniu zabierał mnie do teatru Ateneum. Dużo też ze mną spacerował, zwłaszcza do parku, gdzie do teraz mam swoje ulubione miejsca - wspomina Danuta Wyrwik.
Park miejski, który w tamtym czasie był jeszcze "dziki" - bez ścieżek, asfaltowanych alejek czy ławek, był jednym z ulubionych miejsc w Siemianowicach Majcherczyka-Zdana. Co ciekawe, lubił też spacerować na cmentarzach przy ulicy Michałkowickiej, gdzie odwiedzał groby najbliższych. - Nie było mu też ciężko na wszystkich świętych jeździć do Miechowa na grób swojego ojca. W tamtych czasach taka podróż była nie lada wyczynem - podkreśla Danuta Wyrwik.
"Zdan" zresztą nie potrafił usiedzieć w miejscu mimo kalectwa. Często odwiedzał swoją rodzinę w Kielcach. - Starał się jeździć tam jak najczęściej i zabierać ze sobą. Świetnie dogadywał się zwłaszcza ze swoją najstarszą siostrą, Ireną Gąsiorowską. Byli do siebie bardzo podobni. Oboje kawalarze, zawsze myśleli gdzie by tu coś komuś zrobić - śmieje się pani Danuta.
Tadeusz Majcherczyk-Zdan: To nie była jego Polska
Jej ojciec mimo przeżytej wojny, oglądania śmierci wielu młodych ludzi, zachowywał pogodę ducha i starał się normalnie funkcjonować w nowej, powojennej Polsce. - Ale cały czas miał poczucie, że to nie była jego Polska. Był człowiekiem wierzącym, praktykującym, nie tak to sobie wyobrażał. To nie był jego świat - opowiada pani Danuta.
Jej ojcu mocno doskwierało prostactwo i chamstwo, jakie wtedy się rozpleniało. Nie potrafił się odnaleźć wśród swołoczy. - Jeżeli człowiek przebywa wśród ludzi kulturalnych, mających coś do powiedzenia, a potem trzeba było pracować ze swołoczą, to nie było to takie proste - stwierdza pani Danuta.
Wojna również odcisnęła na nim mocno piętno, choć o wydarzeniach z tamtego okresu nie chciał zbyt wiele opowiadać. Matka pani Danuty również nie chciała o niej mówić.
- Pamiętam, jak kiedyś obejrzeli film "Kanał" Andrzeja Wajdy i wrócili do domu. Ojciec powiedział wtedy do nas, że nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak tam było. "To było prawdziwe piekło" - powiedział - wspomina. - Ojciec miał chwalebną przeszłość. Uciekł z domu mając 14 lat, by walczyć w obronie Lwowa. Brał udział w kampanii Wrześniowej, uciekł z niewoli z Niemiec, potem Warszawa. Wielu rzeczy nie musiał robić. Ojciec był dyrektorem "Hanki", ale on zawsze uważał, że trzeba na rzecz swojego kraju pracować. Tak myślał przed jak i po wojnie - kończy kobieta.
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?